Wietnam - Ha Long - Jak się przygotować i jaką opcję zwiedzania wybrać?
Bazą wypadową do zwiedzania Wietnamu północnego było Hanoi i stamtąd też wybraliśmy się na eksplorowanie zatoki Ha Long. O niesamowitym Hanoi możecie przeczytać tutaj Hanoi – mieszanka tradycji z nowoczesnością. Mieliśmy duży dylemat czy podążyć z falą przez wszystkich w blogosferze podróżniczej nazywaną „komerchą” i zakupić wycieczkę zorganizowaną. A może pojechać na własną rękę i popłynąć promem na wyspę Cat Ba i tam spędzić noc bez innych dodatkowych atrakcji. Ruch po zatoce jest ściśle kontrolowany i ograniczany z uwagi na jego niekorzystny wpływ na ekosystem zatoki, więc jest mało możliwości na własną rękę. Wygrała chęć zwiedzenia jaskini Sung Sot zwana Jaskinią Niespodzianek i spędzenia nocy na łodzi. Wybraliśmy rejs 2 dniowy z jedną nocą na łodzi Apricot Cruise z lokalnym biurem podróży Lilys Travel. Atrakcja nie była tania, ponieważ koszt całkowity to 97 USD, ale był to kameralny rejs, a w cenę wliczony był nocleg w kabinie z łazienką, 2 lunche, kolacja, śniadanie, bilety wstępów i mnóstwo atrakcji o których Wam dzisiaj opowiemy. Taki rejs all inclusive 😉 tylko bez drinków, za to trzeba było dopłacić. Koniecznie chciałam zobaczyć zatokę i zapewne większość ją kojarzy, gdyż jest to jeden z widokówkowych obrazów promujących Wietnam.
Legendy zatoki Ha Long
Zatoka Ha Long, czyli Lądującego Smoka jest niewątpliwie cudem natury. Wpisana na listę UNESCO w 1994 roku zachwyca majestatycznymi formacjami wapiennymi i ogromnymi jaskiniami. Jest punktem obowiązkowym podczas wycieczki do Wietnamu północnego. Jest to odnoga Zatoki Tonkińskiej, a liczba wysepek to około 2 000. Przewodnicy mówią w prawdzie, że dokładnie 1969! Ale dlaczego akurat tyle? Otóż jest to rok śmierci legendarnego przywódcy komunistycznego Ho Chi Minh. Z powstaniem zatoki wiąże się legenda o Nefrytowym Cesarzu, który wysłał na ziemię Matkę Smoka i jej dzieci, aby pomóc Wietnamczykom w walce z dzikimi najeźdźcami przybywającymi z północy od strony morza. Matka Smok i jej dzieci spopielili wrogów boskim ogniem i gigantycznymi szmaragdami, które utworzyły niepokonany mur obronny w morzu. Dzięki smokom najeźdźcy zostali zniszczeni, a pokój wrócił do kraju. Szmaragdowy mur po tysiącu lat zmienił się w wysepki o różnych rozmiarach i kształtach. Po bitwie Matka i jej dzieci nie wróciły do nieba tylko zostały na ziemi i pomagały ludziom w codziennym życiu. Na ich cześć zatoka została nazwana zatoką Lądującego smoka, a Wietnamczycy wierzą, że ich naród pochodzi właśnie od smoków.
Dla mnie zatoka wydała się tajemnicza, a dlaczego zapytacie? A to dlatego, że pływając łodzią po zatoce trafiliśmy na lekko mglistą i deszczową pogodę. Niestety tak to jest w porze zimowej, my byliśmy tam pod koniec grudnia. Oraz dlatego, że za każdym smoczym grzbietem skrywał się dla mnie niesamowity i właśnie tajemniczy krajobraz. Czułam się trochę jak w Wietnamskiej legendzie.
No to jedziemy przez Wietnam
Wycieczka zaczęła się wczesnym rankiem w Hanoi, przedstawiciel biura odebrał nas z hotelu po czym małym busikiem pognaliśmy przez wietnamską prowincję, aż do Zatoki Ha Long. Droga zabiera około 4 godziny z postojem w centrum handlowym dla turystów. Po dotarciu do portu czekało nas krótkie oczekiwanie i zaokrętowanie na naszym statku Apricot.
No cóż, w folderze wyglądał nieco inaczej, ale liczyliśmy się z tym po opiniach w Internecie. Dostaliśmy kabinę na piętrze na rufie statku z oknami wychodzącymi na lewą burtę i rufę. Widok mieliśmy niesamowity! Zapraszamy na Wietnam Cribs po naszej kabinie 😉
Załoga w czasie naszego zaokrętowania przygotowywała lunch. Wypłynęliśmy z portu w stronę zatoki i mogliśmy już cieszyć oczy niesamowitymi krajobrazami. Po krótkiej chwili nasz przewodnik zaprosił nas na lunch, a na lunch jakie cuda! I uwaga! Jako że jestem wege to kucharz przygotował też specjalne dania tylko dla mnie! Oprócz owoców morza, kurczaka w orientalnym sosie dla mnie były omleciki, warzywa gotowane w przyprawach, warzywa w orientalnym sosie, ryż, frytki, smażone orzeszki. Na początek jeszcze pyszna zupa, a na deser świeże owoce.
Niespodzianki w jaskini Sung Sot
Po lunchu dopłynęliśmy w okolice jaskini Sung Sot, czyli Jaskini Niespodzianek, którą odkryli Francuzi w 1901 roku i tak ją właśnie nazwali. Jaskinia znajduje się na wyspie Bo Hon w sercu Ha Long.
Z początku jaskinia wydaje się mała i wąska, ale w miarę zagłębiania się w nią odkryjemy niesamowitą przestrzeń. Ma ona trzy główne komory w których wysokość dochodzi nawet do 30 metrów. Nacieki krasowe uformowały różne kształty, w których przewodnicy doszukują się mitycznych stworzeń oraz samego Ho Chi Minha. Ścieżka prowadzi przez wszystkie komory, a jaskinia jest tak oświetlona, żeby zwracać uwagę na wszystkie ciekawostki. W niektórych częściach jaskini sklepienie jest pofalowane. Ślady te powstały na skutek falowania fal morskich w czasach, gdy jaskinia była pod wodą.
Ścieżka w pewnym momencie wychodzi na taras widokowy z którego można podziwiać część zatoki, w której cumują łodzie turystyczne. Mimo, że jest to najczęściej odwiedzana atrakcja Zatoki to tłumów nie było.
Wyprawa na wyspę Ti Top
Kolejnym przystankiem była wyspa Ti Top, która jest uważana za jedno z najbardziej atrakcyjnych miejsc w zatoce Ha Long. Nazwa wysypy – Ti Top została nadana przez prezydenta Ho Chi Minh, po radzieckim astronaucie Giermanie Titwie z okazji jego pierwszej wizyty w Zatoce Ha Long w 1962 roku.
Wyspa jest uwielbiana przez turystów za sprawą przepięknej plaży o tej samej nazwie z białym piaskiem i czystymi wodami zachęcającym do kąpieli. Przy plaży funkcjonują bary i podczas dobrej pogody można odpocząć na leżaku. Nas akurat nie skusiła wizja kąpieli tego dnia z uwagi na pogodę, ale byli tacy co się kąpali!
Atrakcją jest niewątpliwie wspinaczka po stromych schodach z kamieni aż na szczyt skąd można podziwiać niesamowitą panoramę zatoki Ha Long.
Wieczór na statku w zatoce Ha Long
Po całym dniu atrakcji wróciliśmy na statek, gdzie czekała na nas pyszna kolacja. Tak jak w przypadku lunchu była dla nas niemałym pozytywnym zaskoczeniem. Oczywiście i tym razem było coś dla mnie. Zaserwowano nam zupę, owoce morza, ryby, krewetki, kraby, sajgonki, różnego rodzaju warzywa, wege bułeczki bao, ryż i pyszne owoce.
Po kolacji spędziliśmy miły wieczór z innymi uczestnikami rejsu. Nasz przewodnik podpowiadał nam rozrywki, a my świetnie się bawiliśmy. Śmiechu było co nie miara, aż na drugi dzień bolały mnie policzki. Graliśmy w typowo Wietnamskie gry karciane.
Gra w karty po Wietnamsku
W jednej z nich rozdaje się karty np. po 6 lub 7, tylko te z liczbami, następnie każdy z uczestników wykłada po kolei po jednej karcie na stosik licząc od 1 do 10. Jeżeli karta jest równa wypowiedzianej liczbie to jak najszybciej kładzie się na niej rękę i kto będzie ostatni ten zbiera karty z kupki. Wygrywa ten kto najszybciej pozbędzie się wszystkich kart, a przegrywa ten kto ma wszystkie! W naszej zabawie jeszcze przegrany musiał zaśpiewać piosenkę karaoke. Druga gra to gra w łyżki. Szykuje się komplety kart o tych samych numerach, czyli np. 4 x króle, 4 x trójki, itp. w ilości odpowiadającej ilości osób biorących udział w zabawie. Na stole kładziemy łyżki o jedną mniej niż jest graczy. Tasujemy karty i rozdajemy po 4. Nadając szybkie tempo, najlepiej odliczając 321 przekazujemy po jednej karcie w prawo, aż do uzbierania 4 o tych samych numerach. Jeżeli ma się komplet to zabiera się jedną łyżkę ze stołu nic nie mówiąc, co jest znakiem dla pozostałych, że również muszą złapać łyżkę. Kto nie złapie łyżki ten przegrywa. Należy grać w bardzo szybkim tempie i uważać, żeby sobie krzywdy nie zrobić. I tak oto miło spędziliśmy czas i poznaliśmy bardzo ciekawych ludzi.
Poranne Tai Chi? Nieprzespana noc gratis
To była ciężką noc, ponieważ w środku nocy uderzył w nas inny statek i to od strony naszej kajuty! Przerażeni wstaliśmy zobaczyć co się stało i czy przypadkiem nie toniemy. Za oknem naszym oczom ukazał się dziób innego statku… Załoga potwierdziła, że wszystko w porządku i nic się nie dzieje. Niestety nie mogliśmy już głęboko zasnąć, a ja ciągle słyszałam wlewającą się wodę na pokład statku, oczywiście to była tylko moja wyobraźnia. Na szczęście nic poważnego się nie stało, a rano dowiedzieliśmy się, że niestety takie kolizje się zdarzają z uwagi na cumujące statki zazwyczaj w jednym miejscu dosyć blisko siebie. Po lekko nieprzespanej nocy mimo wszystko wstałam na Tai Chi o wschodzie słońca. Niestety pogoda nie nastrajała do ćwiczeń na pokładzie, gdyż padało i było bardzo wietrznie, więc zajęcia się nie odbyły.
Kajaki i wizyta na farmie perłowej
Po pysznym śniadaniu czekała nas kolejna atrakcja, na którą czekałam, czyli pływanie kajakami. Przystań znajdowała się przy farmie perłowej, którą można było zwiedzać. Mimo że nie jest potwierdzone, że ostrygi czują ból i czy dzieje im się krzywda przy produkcji pereł to miałam mieszane uczucia co do zwiedzania farmy.
Podczas naszych podróży nie korzystamy i nie polecamy atrakcji eksploatujących zwierzęta. Ale żeby skorzystać z kajaków trzeba było przejść przez farmę. Postanowiłam potraktować wizytę jako case study dla udowodnienia, że nie jest to dobry biznes i okazję do propagowania nie kupowania wyrobów z pereł. Nie będę rozpisywać się o procesie produkcji, ale na pewno otwieranie ostryg i wszczepianie im małych kulek z masy perłowej z których powstaną perły nie wydało mi się cruelty free. Pamiętajcie, że kupowanie wyrobów z pereł wiąże się z eksploatacją tych stworzeń i jest to biznes, którego uważam, że nie powinno się wspierać.
Przy farmie pereł funkcjonowała mała przystań kajakowa, wskoczyliśmy na kajak i popłynęliśmy na prawie godzinną wyprawę pośród wysepek. Popłynęliśmy do jednej z przepięknych małych zatoczek, gdzie mogliśmy podziwiać niesamowitą urodę zatoki Ha Long. Zresztą sami zobaczcie.
Zanim wyruszyliśmy w rejs to wydawało się nam, że godzina na kajakach będzie za krótka, ale już po krótkim czasie zaczęły boleć nas mięsnie nieprzyzwyczajone do takiego wysiłku. Po wyprawie kajakiem wróciliśmy na naszą łódź i ruszyliśmy w stronę portu.
Kręcimy sajgonki
Ostatnią atrakcją był kurs robienia sajgonek. Po instruktażu każdy mógł własnoręcznie zwinąć sajgonki. W prawdzie ja nie potrafię i nie lubię gotować, ale jakoś podołałam temu zadaniu. Może dlatego, że wszystkie składniki były wcześniej przygotowane i ktoś po mnie posprzątał bałagan 😉
Łukasz też dzielnie kręcił sajgonki i wspólnie stwierdziliśmy, że koniecznie musimy zrobić takie po powrocie do domu. Nie było to trudne zadanie, a na pewno nie dla Łukasza, który świetnie gotuje i lubi to robić.
Po warsztatach kulinarnych zaserwowano nam lunch na łodzi i jak zwykle były same pyszności.
Wszystko co dobre…
Właśnie tak, wszystko, co dobre szybko się kończy. Niedługo po lunchu wróciliśmy do portu, z którego odpływaliśmy dzień wcześniej, a stamtąd wyruszyliśmy w powrotną drogę do Hanoi. Do Hanoi dotarliśmy około godziny 17 z jednym postojem po drodze.
Niewątpliwie w zatoce można spędzić więcej czasu i wybrać się na wspomnianą wyspę Cat Ba lub nad zatokę Bai Tu Long. A przy ładnej pogodzie skorzystać z przepięknych plaż i orzeźwiających kąpieli w zatoce.
Pomimo, że rejs był typowo turystycznym rejsem to uważamy go za udany. Oczekiwaliśmy turystycznego miejsca z atrakcjami przygotowanymi pod turystów i poniekąd tak było, ale nasz przewodnik i mała grupa sprawiły, że nie czuliśmy tej „komerchy” o której tak się naczytaliśmy przed wyjazdem. Polecamy taką atrakcję wszystkim tym, którzy chcą zobaczyć ten cud świata, ale nastawcie się, że nie jest to zwiedzanie poza utartym szlakiem, a ilość pływających statków i przewijających się turystów sprawia, że miejsce bardzo cierpi pod względem ekologicznym.
Jeżeli spodobał Wam się nasz wpis to zachęcamy do śledzenia nas i miejsc, gdzie Słońce Dla Nas Wschodzi!
Autor
Podróżniczka, blogerka, która nie odmawia żadnej okazji do wyjazdu. Ciągle nuci: „zabiorę Cię właśnie tam…”. Organizuje i przygotowuje wyprawy z obowiązkowymi wycieczkami fakultatywnymi. A później skrupulatnie je opisuje. W zgodzie ze swoimi przekonaniami wyszukuje opcje wege, eko i cruelty free. Dba o wkład do kategorii WegeTuJemy.
Hej,
Dzięki za szczegółowy wpis 🙂 my ruszamy do Wietnamu za 2 miesiące 🙂 czy 97 USD za rejs to cena za osobę?
Hej Dominiko! Tak dokładnie to jest za osobę, ale jeżeli będziesz miała czas w Hanoi przed Ha Long możesz poszukać na miejscu i na pewno będzie taniej. Tylko upewnij się jaka łódź, ile osób na pokładzie i co jest wliczone w cenę. My mieliśmy bardzo kameralny rejs i było super 🙂 Powodzenia i miłego pobytu w Wietnamie!