Jako dziecko uwielbiałam oglądać programy przyrodnicze z komentarzem Krystyny Czubówny czy program wrocławskich zoologów „Z kamerą wśród zwierząt”. Poniekąd pewnie tym programom zawdzięczam empatię jaką mam w stosunku do każdego żyjącego stworzenia na świecie. A najbardziej „kręciły” mnie właśnie obrazki z Afryki, zwierzęta prezentowane w swoim naturalnym środowisku i na tle spalonej afrykańskim słońcem czerwonej ziemi.
Gdy udało nam się przez przypadek dostać tanie bilety na Zanzibar od razu ruszyła machina planowania i wyszukiwania atrakcji. Konkluzja była jedna: jak to będąc w Afryce i już w Tanzanii nie skorzystać z najwspanialszej atrakcji Afryki, czyli safari? Szybkie rozeznanie w temacie i szybki rachunek kosztów zrobiony (o matko, zaboli!) i decyzja podjęta. Kolejne dziecięce marzenie miało zostać spełnione 🙂 ! Jak zwykle oczyma wyobraźni widziałam siebie przytulająca lwa i głaszczącą żyrafę na pięknej równinie Serengeti… o nie, stop! To nie Tajlandia, czy zoo! Nie ma tu dotykania i wykorzystywania zwierząt, tutaj tylko patrzymy na zwierzęta w swoim naturalnym środowisku. I właśnie takie atrakcje lubimy ;), a kotki na co dzień przytulam w domu niczym Elmirka z Animków 😀
A tutaj taka ciekawostka: safari w języku swahili oznacza po prostu podróż.
Droga przez Ngorongoro do Serengeti
Planujemy i organizujemy safari w Tanzanii
Początkowo myśleliśmy, żeby zorganizować safari na własną rękę, ale po wczytaniu się w informację w Internecie, podliczeniu kosztów i oszacowaniu ryzyka niezobaczenia zwierząt zdecydowaliśmy się na budżetową wersję safari grupowego z noclegami w namiotach. Po analizie tryliarda ofert zdecydowaliśmy się na safari organizowane przez firmę Foot Slopes Tours & Safaris: http://footslopestours.com/. Pośród wielu ofert wybraliśmy ich z uwagi na niską cenę, super komunikację, wliczone noclegi w Arushy przed i po safari oraz dobre opinię w Internecie.
Hej, a Wy co tu robicie?
Ile kosztuje safari w Tanzanii?
Ale właściwie, ile kosztuje takie safari? Wybraliśmy czterodniowe safari do parków Lake Manyara, popularnego Serengeti i krateru Ngorongoro i tak jak wspominaliśmy w wersji budżet, czyli w grupie max. 6 osób z noclegami w namiotach. Nie wliczając kosztów lotów z Zanzibaru i powrotnego, koszt safari z noclegami w namiotach, wyżywieniem podczas safari, transportem, opieką przewodnika, wejściami do parków wyniósł nas 700 USD na osobę (update: ostatnio po podwyżkach wstępów do parków i rządowych podatkow koszt to ok. 1250 USD na osobę). Dodatkowo trzeba doliczyć około 10 USD na napiwki dla przewodnika i kucharza, ale jest to kwota sugerowana. Płatność odbywa się gotówką na miejscu i jest to jedyna niedogodność, że trzeba podróżować z tak dużą kwotą. Można również wypłacić pieniądze z bankomatu, ale wiąże się to często z prowizją banku. Docelowo mieliśmy podróżować z pięcioma osobami w samochodzie, ale po parku Lake Manyara wycieczka była tylko dla naszej dwójki, kolejny park Serengeti zwiedziliśmy tylko we trójkę, gdyż jedna para musiała zrezygnować z powodu zatrucia żołądkowego, na szczęście dołączyli do nas w ostatnim parku, więc dopiero ostatni park był w komplecie. Podróżowaliśmy jeepem z podnoszonym dachem i nawet w 6 osób podróż byłaby komfortowa, każdy miał swoje okno do dyspozycji i możliwość oglądania zwierząt z góry.
Nasz wypasiony transport podczas safari
Niezapomniany lot z Zanzibaru do Tanzanii
Ale od początku. Na safari polecieliśmy z Zanzibaru prosto do Arushy liniami Flight Link za 60 USD od osoby ze wszystkimi opłatami i bagażem w cenie. Check in okazał się trudniejszy niż myśleliśmy, gdyż zostaliśmy wpisani na inny lot i dopiero po chwili coś mnie tknęło, że mamy inne karty pokładowe. Łukasz szybko pobiegł po nowe karty i upewnić się, że nasz bagaż leci z nami.
Hmm, coś chyba jest nie tak…
Ufff, mamy dobre karty pokładowe 🙂
Lecieliśmy kameralnym samolotem typu Cessna 208 Caravan. Pierwszy raz leciałam tak małym samolotem! A miejsca mieliśmy pierwsza klasa, tuż za pilotem 🙂 Rewelacyjne przeżycie, którego nie zapomnimy do końca życia. Przy lądowaniu doskwierały nam małe turbulencje, ale dało się przeżyć. Łukasz, który boi się latać miał małego stresa, ale ogólnie był mega podjarany lotem. W drodze mieliśmy piękny widok na Kilimanjaro.
Mamy miejsca VIP
Widok na Kilimanjaro, kiedyś tam wejdziemy
Tym lecieliśmy 🙂
Lotnisko w Arushy
Po wylądowaniu i odebraniu bagażu, uff bagaż jednak doleciał z nami, zaczęły się małe schody, gdyż byliśmy umówieni na odbiór z lotniska przez przedstawiciela biura Foot Slopes, a tu ani widu, ani słychu, wszyscy pasażerowie się porozjeżdżali, a naszego kierowcy nie ma. Na domiar złego nie mieliśmy jak się z nimi skontaktować, niestety nasze komórki nie działały w Tanzanii. Zdesperowani prosiliśmy ludzi, którzy jeszcze tam byli o możliwość skontaktowania się z ich telefonów. I kolejne schody, numer telefonu nie działał! Już myśleliśmy, że wystawili nas i teraz będziemy szukać safari na własną rękę w Arushy o niechlubnej opinii. Ale w końcu udało się dodzwonić do Erica z którym umawialiśmy wycieczkę. Co się okazało, nasz transport zwinęła para Rosjan, dziewczyna miała na imię Katarina, a Katarina i Katarzyna to przecież to samo. Kierowca zorientował się dopiero w Arushy, że ma niewłaściwych pasażerów. Na szczęście wrócił po nas i zawiózł nas do hotelu. W cenę wycieczki wliczony był nocleg przed safari w Arusha Tourist in Hotel. Po przeżyciach z odbiorem z lotniska podarowaliśmy sobie już zwiedzanie Arushy i zjedliśmy pyszną kolację w hotelu i poszliśmy spać, żeby być wypoczętym przed safari.
Park Narodowy Jeziora Manyara
Na drugi dzień mocno podekscytowani z samego rana byliśmy gotowi do przygody. Po krótkim oczekiwaniu na naszego kierowcę zapakowaliśmy się do jeepa i udaliśmy się w drogę do parku Jeziora Manyara (Lake Manyara National Park) położonego w północnej Tanzani. Po drodze mijaliśmy typowy krajobraz Tanzanii z masajami pasącymi krowy, dziećmi bawiącymi się przy drogach i małymi tętniącymi życiem miasteczkami.
Gotowa na przygodę!
Miasteczko w Tanzanii
Masajowie wypasający krowy
Przy wejściu powitało nas małe muzeum z informacjami o parku i jego faunie i florze. A sam park w prawdzie niewielki, bo zajmuję tylko 330 km² z czego około 200 km² to jezioro zachwycił nas różnorodnością zwierząt i typowej dla sawanny roślinności. Akwen leży u podnóży 600-metrowej skarpy Wielkich Rowów Afrykańskich. Spotyka się tu wiele chronionych gatunków zwierząt, m.in. żyrafy, bawoły, lwy, hipopotamy, koczkodany czy flamingi i inne ptaki. W 1981 roku park został uznany przez organizację UNESCO za rezerwat biosfery.
Nasz transport po parku Lake Manyara
Widok z jeepa
Bociany na wakacjach
Od razu gdy tylko wjechaliśmy do parku zobaczyliśmy mnóstwo pawianów, koczkodany czarnosiwe i kotawce sawannowe.
Pawiany w Lake Manyara
Małpki wszędzie
Kotawce sawannowe w Lake Manyara
Koczkodany czarnosiwe w Lake Manyara
Dalej było już tylko lepiej, stada buszbaków, impalii, bawołów i zebr.
Impala w Lake Manyara
Zebra w Lake Manyara
Bawół wybrał świetne miejsc na relaks
Stada zwierząt w Lake Manyara
Stado antylop gnu
Następnie na mokradłach odwiedziliśmy hipopotamy, które wbrew pozorom nie są takie milutkie, są jednymi z najbardziej niebezpiecznych zwierząt i zagrożone potrafią zaatakować.
Happy hippos!
Jezioro Manyara to przede wszystkim enklawa dla ptaków, między innymi odkryliśmy też, gdzie zimują nasze piękne boćki w towarzystwie flamingów i innych egzotycznych skrzydlatych przyjaciół.
Skrzydlaci mieszkańcy Lake Manyara
Ptaki wszędzie, tutaj Ibis czarnopióry
Tutaj zimują nasze bociany
Boćki z kolegami
I jeszcze więcej ptaków
Niedaleko od wody żyją słonie i guźce (tak tak, pumby 🙂 ). Naprawdę niesamowite jest zobaczyć słonia na żywo w środowisku w jakim powinien żyć, a nie jako atrakcja turystyczna czy pośmiewisko w cyrku.
Guźce w Lake Manyara
Zabawy słoni
Stado słoni z maleństwem w Lake Manyara
W między czasie zatrzymaliśmy się na wzgórzu z pięknym widokiem na jezioro i park, żeby zjeść pyszny lunch. Byłam wniebowzięta, ponieważ specjalnie dla mnie przygotowano wersję wegetariańską. Z pełnymi brzuchami zrobiliśmy kilka zdjęć panoramy jeziora i ruszyliśmy dalej eksplorować park.
Nasz lunch
Widok na Jezioro Manyara
Jak tylko opuściliśmy miejsce pikniku natrafiliśmy na wspaniałe żyrafy. Te delikatne i wrażliwe zwierzęta sprawiały wrażenie, że są jeszcze bardziej zaciekawione nami niż my nimi, choć to my siedzieliśmy z otwartymi buziami z wrażenia 🙂
Piękna żyrafa
Zaciekawiona nami żyrafa
Stado żyraf nad jeziorem Manyara
Pierwszy dzień safari, a my już zdążyliśmy zobaczyć kilka gatunków o których istnieniu nawet nie wiedzieliśmy, na przykład mały Dik dik sawannowy. Prawie najmniejsza antylopa świata za to chyba z największymi oczami świata 🙂 Antylopa karłowata jest tylko nieco mniejsza od Dik dik.
Prawie najmniejsza antylopa świata Dik dik
Nasz przewodnik Joshua okazał się świetnym nauczycielem, ciekawie opowiadał o zwierzętach, a dodatkowo był bardzo dobrze przygotowany, miał ze sobą kilka atlasów zwierząt, żadnym pytaniem go nie zagięliśmy.
Jeden z atlasów naszego przewodnika Joshua
Nocleg w prawie luksusowych namiotach
Po całym dniu w parku przewodnik odwiózł nas do miejsca naszego noclegu. Spaliśmy w bardzo ciekawym miejscu: Sunbright campsite w Mto wa mbu. Dostaliśmy chatkę-namiot z łazienką 🙂 Namiot był wyposażony w normalne łóżko z pościelą i moskitierą, za namiotem znajdowała się łazienka ze wszystkimi udogodnieniami w komplecie. Jedynym mankamentem było to, że prąd był wyłączany po 22, ale nam nie sprawiło to problemów, byliśmy tak padnięci, że poszliśmy spać zaraz po kolacji. Kolację przygotowywał nam nasz prywatny kucharz, który wyruszył następnego dnia z nami w podróż. Na kolacji poznaliśmy naszych pozostałych towarzyszy safari: Isabel i Wolfa z Kanady (oryginalnie z Kostaryki i Niemiec) oraz Shueba z UK (oryginalnie z Pakistanu).
Nasz luksusowy namiot w Sunbright campsite
I nasza łazienka
Namioty w Sunbright campsite
Po spokojnej nocy z samego rana wyruszyliśmy… do szpitala, spokojnie, z nami wszystko było w porządku, odwiedzić Isabel i Wolfa, gdyż Isabel całą noc miała problemy żołądkowe i pojechała do szpitala. Po drodze podjechaliśmy do nich sprawdzić, czy dadzą radę z nami jechać, niestety musieli odpuścić. Ale co to był za szpital! Takiej opieki pozazdrościć mogą rezydenci polskich szpitali. Prywatne szpitale w Afryce są bardzo ładne i dobrze zaopatrzone, niestety nie wszystkich mieszkańców na usługi takich szpitali stać.
W drodze do Serengeti
Po odwiedzinach udaliśmy się w drogę do Sergengeti, droga wiedzie przez park Ngorongoro (Ngorongoro Conservation Area) i mieliśmy okazję podziwiać krater z góry, który mieliśmy odwiedzić ostatniego dnia. Widok na krater był niesamowity pomimo pochmurnej pogody.
Brama do rezerwatu Ngorongoro
Widok na krater Ngorongoro
Nasz jeep miiał 5 gwiazdek, nawet prąd 🙂
W drodze do największego parku Tanzanii przemierzaliśmy niekończące się pola z wioskami masajskimi w tle, aż dotarliśmy do bramy parku, szybkie formalności, kilka zdjęć ze skały znajdującej się tuż przy wejściu do parku i dalej w drogę.
Masajowie mieszkający w Ngorongoro
Wioska masajska
Podniebny drapieżnik na koronie drzewa
Za Łukaszem rozciąga sie dolina Serengeti
Kolorowa jaszczurka na skałkach
Niekończąca się równina Serengeti
Serengeti to największy obszar chroniony na kontynencie i obejmuje w sumie około 30 tys. km². W swahili słowo Serengeti oznacza niekończącą się równinę i tak rzeczywiście jest. Połacie sawanny ciągną się aż do linii horyzontu, gdzieniegdzie tylko występują pojedyncze wzgórza, grupy granitowych skał i charakterystyczne akacje o płaskich koronach. Park został oficjalnie utworzony w 1951 roku przez Anglików i w pierwszej fazie obejmował też Ngorongoro, ale w skutek protestów Masajów, którzy chcieli nadal żyć, wypasać bydło i polować na tych terenach, w 1959 roku odłączono go od parku. Masajowie żyją tam do dzisiaj, jednakże mają zakaz wstępu do parku Serengeti. Park zyskał sławę dzięki niemieckiemu zoologowi urodzonemu w Nysie, Bernardowi Grzimkowi. Centralną część parku stanowią tereny Seronery i tam też jeździ najwięcej wycieczek, z uwagi na największe skupiska zwierząt, obszar ten jest najbogatszy w wodę i występowanie rzek wpływających do jeziora Wiktoria.
Brama do parku Serengeti
Strusie w Serengeti
Hieny w Serengeti
Serengeti, sceny jak z Króla Lwa
Już od samego wjazdu do parku poczuliśmy się jakbyśmy oglądali króla lwa, naszym oczom ukazały się stada strusi, zebr, antylop, gnu pręgowatych, gazeli Thomsona i impali.
Stada zebr to codzienność Serengeti
Ja i zebry 🙂
Bawolec w Serengeti
Jadąc dalej zobaczyliśmy szykujące się do polowania lwy i towarzyszące im hieny. Ciekawostką były lamparty wylegujące się na gałęziach, jeden nawet zajadał się swoją zdobyczą. Oprócz lampartów były też gepardy, niestety nam jest ciężko je od siebie odróżnić 🙂 Gepardy ponoć są zwinniejsze i szybsze, a ich ciało jest bardziej smukłe i umaszczenie lekko się różni, ale jakoś nie chciały stanąć obok siebie żebyśmy mogli to zweryfikować. Koty widzieliśmy chyba w każdej możliwej pozie, podczas polowania, jedzenia, drzemki na drzewie czy wylegiwania się na i przy skałach. Powiem Wam, że pozy w jakich je zastaliśmy w niczym nie różnią się o pozycji w jakich wylegują się nasze koty.
Musicie uwierzyć na słowo, na drzewie jest lampart
Ciii, bo kotek śpi 🙂
I jeszcze jeden kotek śpi
Wieczorny przejazd zakończył się widokiem burzowego nieba i rozstawianiem namiotów w deszczu. Pierwszy raz widzieliśmy tak niesamowite chmury, a brak jakichkolwiek „przeszkód” na horyzoncie potęgował efekt niesamowitości.
Będzie burza
Noc spędziliśmy pod namiotem na kempingu Seronera Camp, a najfajniejsze było, że wjeżdżając na kemping uciekało z niego stado zebr. Kemping nie był ogrodzony, a nasze namioty stały właściwie w szczerym polu. Niestety nie jest to wysokiej klasy kemping i można zapomnieć o luksusach jak ciepła woda, czy chociażby deska w toalecie. Wieczorem mieliśmy wspólną kolację z Polską wódką na „odkażenie” i jako lekarstwo na problemy żołądkowe. Niestety nie podziałało… była to bardzo ciężka noc. Dodatkowo fakt, że w nocy słyszeliśmy kręcące się w okól namiotu zwierzęta, wycie hien i słyszeliśmy zwierzę rozpracowujące śmietnik nie poprawiał sytuacji. Trochę strach było wybrać się do toalety. Na szczęście przeżyliśmy 🙂
Kemping Seronera w Serengeti
A to zdecydowanie nie luksusowe toalety
A jednak trzymają dzikie zwierzęta w klatkach w Serengeti :p
Wschód słońca w Serengeti i kolejny piękny dzień
Na drugi dzień wstaliśmy o świcie i wyruszyliśmy na kolejny dzień safari. Niestety Łukasz nie czuł się za dobrze, miał tylko trochę więcej koloru niż pusta kartka papieru, ale dzielnie polował z aparatem w ręku na zwierzęta. Najlepiej właśnie wyruszyć na safari o świcie, kiedy to jeszcze zwierzęta są aktywne, a słońce tak mocno nie grzeje. Tego dnia spotkaliśmy hieny, guźce, żyrafy, hipopotamy, lwy, a nawet lwa w „toalecie”, mnóstwo ptaków i antylop.
Roześmiana hiena
Pumba, a gdzie Simba?
Z gracją poruszająca się żyrafa
Zbierające się do polowania lwy
Kotek w kuwecie 😀
Zebry i ferajna antylop gnu
Nie obyło się oczywiście bez przygód. Nagle nasz kierowca wyczuł, że jest coś nie tak, okazało się, że złapaliśmy gumę. I tak pośrodku parku, otoczeni zebrami i bawołami, staliśmy i czekaliśmy, aż zmienią koło. Na szczęście poszło bardzo sprawnie, jak tylko inna ekipa zobaczyła, że mamy problem to zatrzymali się, żeby pomóc i w niespełna 15 minut byliśmy już z powrotem na szlaku.
Ups, awaria!
Coś poważnego? Może pomożemy?
Wyjeżdżając już z Serengeti natrafiliśmy na kilka lwów tuż przy samej drodze. Lwy były właściwie na wyciągniecie ręki, ale całkowicie nami niezainteresowane, zajęte swoimi lwimi sprawami, czyli wylegiwaniem się jak na prawdziwego kota przystało!
Król lew, czyli Simba!
Jest i królowa
Wieczór na krawędzi krateru Ngorongoro
Po całym dniu atrakcji zjedliśmy późny lunch i wyruszyliśmy w stronę krateru Ngorongoro. Późnym popołudniem dojechaliśmy do Simba Campsite, gdzie spędziliśmy miły wieczór już pełną ekipą, gdyż Isabel i Wolf szczęśliwie do nas dołączyli. Ten kemping okazał się dużo lepszy, była ciepła woda i ładne toalety. Miejsce to jest położone przy krawędzi krateru i też nie jest ogrodzone. Przechadzając się po terenie kempingu znaleźliśmy nawet szczątki zebry, co nas skutecznie zniechęciło do opuszczania namiotu w nocy!
Widok z naszego namiotu w Simba Campsite
Simba Campsite
Jednak zostaniemy w namiocie w nocy
Rezerwat Ngorongoro zajmuje 8,3 tys. km² i w jego skład wchodzi właśnie krater Ngorongoro, jeden z 10 wygasłych wulkanów na tym obszarze. Jest to tak zwana kaldera wulkaniczna, czyli zapadnięty wulkan nie zalany wodą. Ma on 19,2 km średnicy i 600 m głębokości. Ciekawostką jest, że krater wpisany jest na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO.
I jak to na safari bywa wyruszyliśmy o świcie na kolejną wyprawę. Widok na wschodzące słońce z krawędzi krateru jest niesamowity, zbyt długo nie mogliśmy się nim napawać, bo dzikie zwierzęta na nas nie poczekają.
Wschód słońca nad kraterem
Gdy wjechaliśmy do krateru, naszym oczom ukazał się iście sielankowy krajobraz, zielone tereny i wszędzie stada zwierząt. Tego dnia widzieliśmy bawoły, gnu, gazele, zebry, impale i żyrafy, a nawet szakala, który do nas śmiesznie zagadał.
Antylopa gnu
Droga w kraterze Ngorongoro
Gadatliwy szakal
Zapierajace dech w piersiach widoki krateru Ngorongoro
W kraterze żyje mnóstwo ptaków, gdyż dzięki licznym rzekom w kraterze zawsze jest woda. Przewodnik wspomniał, że jak już zwierzęta w trakcie wielkich migracji trafią do krateru to najczęściej w nim zostają na dłużej, bo tutaj nawet w porze suchej jest woda i pożywienie. Z tego powodu podobno zwierzęta żyjące w kraterze są większe od tych z Serengetti.
Ptaki w Ngorongoro
Strusie żyjące w Ngorongoro
W trakcie podróży po kraterze natrafiliśmy znów na hipopotamy z małymi, słonie, strusie, turlające się zebry, lwy i mnóstwo guźców.
Hipopotamy lubią wodę
Turlająca się zebra
Zebry wszędzie!
Zainteresowane lwy
I znowu pumba!
Krater Ngorongoro jest też miejscem, gdzie można spotkać nosorożce czarne. Jednakże ich populacja jest bardzo mała i często turyści wyjeżdżają bez zobaczenia tych majestatycznych zwierząt. Ale nam się udało i widzieliśmy jednego nieśmiałego nosorożca na żywo!
I oto on, nosorożec czarny
Nosorożce są trochę nieśmiałe jak widać
Dalej udaliśmy się nad jezioro Magadi, które znajduje się w kraterze. To tutaj przychodzą starsze słonie, kiedy czują, że ich dni dobiegają kresu. Mają tutaj wszystko co potrzeba na ostatnie dni swojego życia. Często właśnie w tym rejonie można zobaczyć czaszki słoni. Kły są zabierane i zabezpieczane przez władze parku, aby nie zadomowili się tu kłusownicy.
Słonie w kraterze
Zebry nie na zebrze?
Sielanka nad jeziorem Magadi
Małe pumby z mamą
Zatrzymaliśmy się w ostatnim punkcie naszej wycieczki na lunch przy samym jeziorku Ngoitokitok, był to czas na ostatnie zdjęcia z naszą międzynarodową ekipą i przewodnikiem Jumą przed udaniem się w podróż powrotną.
Jeziorko Ngoitokitok
Rogi bawoła
Widok na jeziorko i nasza limuzyna
Nasza międzynarodowa ekipa i przewodnik Juma
Droga w kraterze
Srome zbocze krateru
Po drodze do Arushy mijaliśmy jeszcze grób wspomnianego już zoologa Grzimka, który w wieku 24 lat zginął w katastrofie awionetki w parku i został pochowany przy kraterze.
Grób zoologa Grzimka
Do Arushy dotarliśmy późnym wieczorem i następnego dnia po przepakowaniu wróciliśmy na Zanzibar na odrobinę plażnigu. Powrót tym razem mieliśmy z Kilimanjaro i wracaliśmy już normalnym lotem rejsowym liniami Precision Air za 159,62 USD, a podczas lotu poczęstowano nas nawet orzeszkami nerkowca.
Nasz samolot powrotny na Zanzibar
Wszystko co dobre szybko się kończy, Safari w Tanzanii dobiegło końca
Udało nam się zobaczyć wielką afrykańską piątkę, czyli lwa, słonia, bawoła, nosorożca czarnego i lamparta. Mieliśmy szczęście! Safari było niesamowitym przeżyciem, które zapamiętamy do końca życia i na pewno jeszcze kiedyś powtórzymy. Zobaczenie zwierząt w ich naturalnym środowisku, nieskrępowanych kratami czy wybiegami jest bezcenne. Każdy kto choć raz spróbuje safari przepadł, nie będzie dla niego ratunku, będzie szukał okazji jak znów zbliżyć się do dzikiej natury.
Co spowodowało kłopoty żoładkowe Waszych współtowarzyszy ?
Wybieram sie na safari i trochę mnie to przeraziło. Bo niestety nie mogę pić alkoholu w celu odkażenia
Co spowodowało kłopoty żoładkowe Waszych współtowarzyszy ?
Wybieram sie na safari i trochę mnie to przeraziło. Bo niestety nie mogę pić alkoholu w celu odkażenia