Zanzibar, rajska wyspa
Na Zanzibar polecieliśmy „przez przypadek”, nie mieliśmy go nawet na naszej bucket list, ponieważ zawsze kojarzył się nam z daleką, niedostępną, luksusową afrykańską wyspą… do czasu aż pojawiły się w promocji bilety lotnicze. Długo się nie wahaliśmy 😉 Następnie przyszedł etap planowania co można robić w raju z plażami z białym piaskiem. Okazało się, że całkiem sporo. Dodatkowo zaplanowaliśmy obowiązkową wycieczkę fakultatywną, czyli safari w kontynentalnej Tanzanii i wtedy na leniuchowanie już dużo czasu nie zostało. Jeżeli macie ochotę poczytać o niesamowitym safari w Tanzanii to zapraszamy tutaj: Safari w Tanzanii, czyli Hakuna Matata!
Po wylądowaniu w Stone Town, czyli stolicy Zanzibaru, udaliśmy się do naszego hotelu w centrum miasta Al-Minar Hotel. Kameralny hotel niedaleko Shanghani Square oferuje czyste pokoje z klimatyzacją i łazienkami oraz śniadaniem wliczonym w cenę. My płaciliśmy niecałe 60 USD za dwie osoby. Polecamy to miejsce jeszcze ze względu na bardzo miłą i pomocną obsługę. Dolecieliśmy dosyć późno, więc zwiedzanie odłożyliśmy na następny dzień. Link do Booking.com: Al-Minar Hotel
Na drugi dzień z samego rana udaliśmy się na zwiedzanie miasta. Przy samym wyjściu z hotelu przywitały nas kurczaki z wolnego ulicznego wybiegu 🙂
Stone Town całe z kamienia
Nazwa miasta Stone Town – Kamienne Miasto pochodzi od surowca, którego użyto do jego budowy, czyli kamienia wapiennego powstałego z rafy koralowej. Warto wiedzieć, że od 2000 roku starówka wpisana jest na listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Jest to główny węzeł komunikacyjny i serce wyspy.
Spaliśmy w okolicy, gdzie w większości znajdują się hotele dla turystów, w okolicy placu Shangani i po wyjściu z hotelu nie mogliśmy przez pierwsze kilkaset metrów opędzić się od „przewodników” oferujących swoje usługi oprowadzania po mieście. Są to tak zwani papasi, którzy nieczęsto nawet legitymują się podrobionymi licencjami przewodników, taka odmiana beach boysów, których można spotkać na plaży. Ale spokojnie, kilkakrotne powiedzenie „nie” w końcu za dziesiątym razem poskutkuje. Dodatkowo idąc dalej w głąb miasta jest już mniej nagabywaczy.
Forodhani Gardens
Dochodzimy do murów miejskich i przez bramę udajemy się do starego fortu i Forodhani Gardens, czyli parku, który leży nad samym oceanem, za dnia jest to miejsce odpoczynku mieszkańców i turystów, a wieczorem miejsce zmienia się w targ z przepysznym jedzeniem. Wcześniej, aż do rewolucji w 1964 roku park nazywany był Ogrodami Jubileuszowymi, gdyż powstały na 25 jubileusz panowania sułtana Khalifa. Po rewolucji podupadły nieco i odbywał się tutaj tylko wieczorami targ z jedzeniem przypominający zaniedbany rynek. Od 2009 roku przywrócono ogrodom świetność i zmieniono nazwę na Forodhani, co oznacza cło, kiedyś w pobliżu właśnie znajdowała się komora celna.
Old Fort
Naprzeciwko ogrodów znajduje się stary fort arabski Ngome Kongwe lub po angielsku Old Fort zbudowany w latach 1698-1701 na miejscu portugalskiego kościoła z XVI/XVII wieku. Wzniesiony przez ród Busaido po przejęciu władzy na Zanzibarze do obrony przed Portugalczykami i rodem Mazrui, władcami Mombasy (Kenia). Portugalczycy właśnie w 1698 roku zakończyli swoje prawie 200-letnie władanie na wyspie. W XIX wieku znajdowało się tu więzienie, później był magazynem dla już nieistniejącej kolei, a tuż przed samą rewolucją urządzono tam kort tenisowy dla kobiet. Po rewolucji budynek nie był zagospodarowany i popadł w ruinę. Dopiero w 1994 roku podjęto próby rewitalizacji i zaczął pełnić funkcję teatru i centrum kulturalnego. Odbywa się tutaj również popularny festiwal muzyki afrykańskiej Sauti za Busara i festiwal filmowy Zanzibar International Film Festival. Przechadzając się po forcie nadal można dostrzec fragmenty murów kościoła w ścianach fortu od strony wewnętrznego dziedzińca. Obecnie znajduje się tutaj kilka sklepików, galeria z pracami lokalnych twórców i mała restauracja. Wstęp do fortu jest za darmo. Przy wejściu do fortu znajduje się też punkt informacji turystycznej oferujący wycieczki po wyspie, skorzystaliśmy właśnie z ich oferty, aby pojechać na Spice Tour, Blue Safari tradycyjną łodzią Dhow i na Prison Island o czym będziecie mogli wkrótce przeczytać.
House of wonders
Obok fortu znajduje się House of Wonders – Beit El Ajaib w którym mieści się Muzeum Historii i Kultury, ale w momencie naszej wizyty w Stone Town budynek był niestety zamknięty. Dom cudów został zbudowany w 1883 roku dla sułtana Barghasha jako miejsce przeznaczone do wyprawiania ważnych ceremonii. Był to pierwszy budynek z elektrycznością i windą na Zanzibarze, więc nie ma się co dziwić skąd ta nazwa. Od 1911 roku był siedzibą brytyjskiego rządu kolonialnego, a po rewolucji w 1964 roku został przejęty przez partię rządzącą, która miała tam siedzibę, a obecnie znajduje się tam muzeum.
Palace Muzeum
Następnie udaliśmy się do Palace Muzeum – Beit El Sahel, które jest dawną siedzibą sułtana zbudowaną w 1890 roku, a służącą dopiero od 1911 roku jako oficjalna rezydencja. Zobaczyć tam można historię rządów sułtanów oraz bogatą ekspozycję dywanów i mebli. Ciekawostką jest fotel do zdobienia rąk henna i umywalka ze zbiornikami na wodę. Z tarasu rozpościera się piękny widok na ocean. Obok pałacu jest mały cmentarz rodzinny sułtanów. Wstęp kosztuje 3 USD. Zwiedzanie odbywa się z przewodnikiem, który opowiada o historii pałacu.
Mercury’s restaurant
Następną atrakcją na naszym szlaku był bar Mercury’s. Niewiele osób wie, ale pewnie fani Freddyego Mercurego na pewno wiedzą, że Freddy urodził się i pierwsze osiem lat swojego życia spędził na Zanzibarze. A właściwie to nie Freddy tylko Farrokh Bulsara jak się naprawdę nazywał. Był on synem brytyjskiego urzędnika stąd jego pobyt na Zanzibarze. W Stone Town podobno można oglądać dom Freddiego, a właściwie dwa domy… hmm, to który jest ten właściwy? No właśnie nie wiadomo, dlatego podarowaliśmy sobie tę atrakcję. W prawdzie knajpa nic z Freddym nie ma wspólnego, ale dzięki niej pamięć o zmarłym w 1991 roku wokaliście grupy Queen nadal żyje. Gdy tak siedzieliśmy przy muzyce Queen i sączyliśmy lokalne piwko Kilimanjaro nagle rozpadało się. Niestety nie był to lekki letni deszczyk, a typowo tropikalna ulewa. Na szczęście listopad to tak zwana krótka pora mokra i zdarzają się przelotne deszcze, mimo wszystko pogoda ogólnie jest dość dobra. I rzeczywiście po kilkunastu minutach przestało padać i mogliśmy dalej ruszyć zwiedzać.
The Old Dispensary
Podczas dalszej wędrówki trafiliśmy do Starego Ambulatorium odbudowanego przez fundację Aga Khana. Bogato zdobiony budynek zbudowany jako dom zamożnego handlarza Tharii Topana w 1890 roku obecnie jest siedzibą biur. Można tam obejrzeć wystawę zdjęć, a z balkonu popodziwiać widok na port promowy.
Targ Rybny i spacer po labiryncie uliczek
Dalej postanowiliśmy odwiedzić targ rybny w starej stoczni tradycyjnych łódek dhow, żeby tam dojść przechodzi się obok wspomnianego już portu promowego skąd wyruszają promy do kontynentalnej Tanzanii, czy na inne okoliczne wyspy.
Dotarliśmy do targu rybnego i tutaj spora konsternacja, bo aż takiego brudu się nie spodziewaliśmy, choć może wrażenie spotęgowane było ulewą, która chwilę wcześniej się zakończyła. Na szczęście poza brudem Łukasz mógł nacieszyć oczy straganami pełnymi świeżych ryb i owoców morza. Z wrażenia zapomnieliśmy zrobić zdjęć z samego targu, mamy tylko jedno jak już z niego wychodziliśmy. Jak wszędzie, także i na targu biegały samopas kurczaki.
Trochę spragnieni postanowiliśmy udać się w stronę polecanej przez Roberta Makłowicza kawiarni Zanzibar Coffee House. Przed wyjazdem poszperaliśmy też pod katem tego jakie miejsca odwiedzić, żeby zjeść coś dobrego i tak trafiliśmy na programy „Robert Makłowicz w podróży” z odcinkiem o Zanzibarze.
W drodze do kawiarni znowu złapał nas deszcz. Skryliśmy się pod daszkiem jakiegoś pensjonatu, z którego wyszła miła Pani i zaproponowała, że nas zaprowadzi do kawiarni, bo w plątaninie uliczek zapewne będzie nam ciężko. Faktycznie w tej najstarszej części Stone Town uliczki są bardzo wąskie i bardzo pokrętne, że łatwo się zgubić. W drodze do przekonaliśmy się, że murki na ulicach przy ścianach budynków nie służą tylko do siedzenia, ale do przemieszczania się po nich w trakcie deszczu. Opady są tak intensywne, że z uliczek tworzą się wręcz rwące rzeki i nie można przejść suchą nogą. Podziękowaliśmy pani, daliśmy jej długopisy i cukierki dla dzieci i udaliśmy się do kawiarni.
Zanzibar Coffee House
Dotarliśmy cali mokrzy, na szczęście znaleźliśmy miejsce w kawiarni i zamówiliśmy upragnioną kawę, oczywiście polecaną przez Makłowicza, najlepszą, aromatyczną spice coffe. Do tego przekąski w postaci pierożków z serem, takich trochę przypominających samosy i pizzę. Mają tam też pyszne ciasta, więc warto przysiąść na chwilkę dłużej i odsapnąć przed kolejnymi atrakcjami. Co do samej kawy to Pan Robert nie kłamał, przepyszna, z lokalnymi przyprawami, kardamon, cynamon i goździki.
Targ Darajani w Stone Town
Kolejną atrakcją był targ miejski Darajani, to tam mieszkańcy zaopatrują się w owoce, warzywa, mięso, ubrania, utensylia kuchenne itp. Targ zajmuje dwa murowane budynki i wychodzi na główną ulicę Creek Road dzieląca stare miasto od nowego. Naprawdę można tam kupić praktycznie wszystko. Najbardziej zaskoczył mnie widok stoiska mięsnego, gdzie mięsa wisiały na hakach, leżały na kamiennych ladach bez lodówek, co oczywiście okazało się afrykańskim standardem.
Po drugiej stronie ulicy znajduje się główny przystanek daladala skąd odjeżdżają autobusy w każdy zakątek wyspy. A za nim znajduje się nowsza cześć Stone Town z blokami z wielkiej płyty, kiedyś symbol luksusu i rozwoju, zainspirowane niemieckim budownictwem, dzisiaj budynki przypominają raczej slumsy.
Katedra anglikańska i były targ niewolników
Zanzibar niestety ma swój niechlubny udział w historii niewolnictwa. Wyspa była głównym punktem sprzedaży niewolników. Niedaleko głównej ulicy mieści się dawny targ niewolników z katedrą anglikańską zbudowaną w XVIII wieku przez misjonarzy Universities Mision to Central Africa (UMCA), którzy przybyli na wyspę, aby walczyć z handlarzami niewolników. Katedra jest przykładem architektury sakralnej w Afryce Wschodniej, a jej budowa zajęła aż 10 lat. W niedzielę odbywają się tutaj nabożeństwa, a w środku można obejrzeć drewniany krzyż z drzewa mpundu pochodzącego z Zambii pod którym pochowano podobno serce Livingstone’a, który walczył o prawa niewolników.
Na dziedzińcu przed katedrą znajduje się pomnik upamiętniający niewolników wykonany przez Clare Sornas, a ufundowany między innymi przez takie korporacje jak SKANSKA, ABB czy ERICSSON.
Jest też mała eskpozycja poświęcona historii niewolnictwa na Zanzibarze i na świecie, a najbardziej szokujące jest to, że niewolnictwo w obecnych czasach nadal kwitnie na świecie. Jedna tablica jest poświęcona właśnie temu zjawisku we współczesnym świecie. W piwnicy budynku znajdują się byłe cele niewolników, które też można zwiedzać. Katedrę i mini muzeum zwiedza się z przewodnikiem, który opowiada ciekawie o historii miejsca. Koszt zwiedzania to 5 USD.
Wieczorna uczta na Forodhani Food Market
Wieczorem udaliśmy się na Forodhani Market, gdzie można skosztować Zanzibarskiego street foodu. Kuchnia Zanzibaru to połączenie kuchni Afrykańskiej, Indyjskiej i Arabskiej. Jest to niesamowita mieszanka smaków, wszystko jest aromatyczne i pachnące, a takie połączenie idealnie trafia w nasze gusta.
Oprócz różnych grillowanych mięs można znaleźć dużo opcji wegetariańskich, chlebków i pieczonych bananów. A to wszystko najlepiej zapić sokiem z trzciny cukrowej. I tego wieczoru widząc te stoły uginające się pod jedzeniem puściły nam hamulce i zapomnieliśmy o wszystkich zasadach #jakuniknąćsraczkiwpodróży. Ale my po prostu uwielbiamy jeść! Na szczęście nic poważnego nam nie było.
Będąc w Stone Town warto udać się też do jakiejś lokalnej knajpki, żeby skosztować typowego lokalnego jedzenia. Nam do gustu bardzo przypadła knajpka Lukmaan Restaurant, która serwuje dania w formie bufetu i to jeszcze za bardzo przystępną cenę 🙂 Można tam również wypić robione na miejscu koktajle owocowe i zjeść pyszne tradycyjne desery.
I to wszystko na Zanzibarze?
Stone Town samo w sobie nie ma wielu zabytków i atrakcji, ale jest też dobra bazą wypadową do większości atrakcji na wyspie, jak np. Jozani Forest, Blue Safari, Spice Toour, Prison Island, o których możecie przeczytać tutaj Atrakcje zachodniego Zanzibaru, czyli Jambo Zanzibar!
A jeżeli już zwiedzicie wszystko to warto przenieść się na wschodnie wybrze i podążyć naszym szlakiem Atrakcje wschodniego Zanzibaru, czyli pole pole!. Zapraszamy do dalszego wspólnego odkrywania, gdzie słońce dla nas wschodzi.