Kuba, podróż tym razem planowana
Tak jak wspomnieliśmy w „Zdradzamy sekret jak dużo podróżować pracując na etacie” większość naszych wypraw, wycieczek, wypadów, ekspedycji jest organizowana pod wpływem chwili, chwili w której pojawia się dobra oferta na bilety lotnicze. Podobnie jest z road tripami, bez wielkiego analizowania i wybierania, ma być zdecydowanie ciekawie i zaskakująco. Tak było z decyzją o wyprawie w zeszłym roku na Bałkany, gdzie zjeździliśmy Serbię, Kosowo, Macedonię i Albanię. Tak było i w lany poniedziałek kilka dni temu, kiedy to między pysznym mazurkiem, a makowcem w 15 minut zdecydowaliśmy, że jedziemy na Litwę i Łotwę na przedłużony weekend majowy.
Jednak nie do wszystkich wypraw podchodzimy tak lekko, przykładem jest Kuba. O wyjeździe na Kubę marzyliśmy już od jakiegoś czasu. Intensywniej zaczęliśmy o tym myśleć w momencie kiedy w 2015 roku po 54 latach przerwy Stany Zjednoczone i Kuba oficjalnie wznowiły stosunki dyplomatyczne. Pomyśleliśmy, że to mogą być ostatnie lata tej prawdziwej Kuby, wolnej od komercji, Starbucksów, McDonaldów, amerykańskich turystów i ogólnego turystycznego kiczu. Za to pełnej uśmiechu, salsy, rumu, ale też pustych półek i wszechobecnego kombinowania.
Jamajka rozkochała nas w Karaibach
Już raz zasmakowaliśmy Karaibów! 4 lata temu eksplorowaliśmy Jamajkę, było to spełnienie mojego największego marzenia, które do wtedy wydawało się tak nierealne, prezent na moje 30 urodziny od Kasi. Zobaczyliśmy gdzie się urodził, chodził do szkoły i dorastał Bob Marley, mogliśmy chwilę przystanąć przy jego grobie, a wszystko to przy akompaniamencie muzyki reggae i zapachu palonej ganji.
No ale o Jamajce jeszcze tutaj będzie, bo Jamajka to nie tylko Marley. Był to wtedy nasz drugi samodzielnie zorganizowany wypad (pierwszym była Francja i Monako), ale najdalszy ze wszystkich i przez to pełen obaw. Jednak to dzięki właśnie Jamajce odważyliśmy się na kolejne. A odważyliśmy się po części dzięki poznanym ludziom, pomocnym, przyjaznym, bezinteresownym i wiecznie uśmiechniętym, wiem, wiem, może to ta ganja 🙂
Na Kubie komunizm wiecznie żywy
Jaka będzie Kuba? Mimo, że to również Karaiby i odległość od Jamajki to zaledwie 150 km, to Kuba będzie zapewne całkowicie inna. Kuba to przecież wiecznie żywy komunizm. My dzieci lat 80 trochę go pamiętamy, ale te wspomnienia już się zacierają. Tam przez 15 dni, podczas przemierzania wyspy będziemy mogli obserwować, a i pewnie zdarzy się uczestniczyć w tym, co było codziennością naszych rodziców. Kombinowanie jak radzić sobie w świecie, w którym w sklepach nic nie ma, a jeżeli już jest to na zakupy obowiązują kartki. Co zrobić kiedy coś się zepsuje? Kubańczycy świetnie funkcjonują mimo, że nie ma serwisów czy części zamiennych. Idealnym przykładem są samochody, ogromne amerykańskie krążowniki z lat pięćdziesiątych czasami z silnikami pozyskanymi z radzieckiej Łady czy Moskwicza. Niestety nasze wpisy też będą rzadsze, ponieważ internet na Kubie jest …, ale tylko w nielicznych miejscach i to za pośrednictwem specjalnych kart, więc będziecie musieli nam wybaczyć lekkie zaniedbanie bloga 🙂 Jednak kubański komunizm ma też radosną stronę, kolorowy folklor, śpiew i muzykę, gdzieś przeczytałem, że na Kubie jest więcej gitar niż odtwarzaczy mp3 🙂 Wszechobecna muzyka i salsa, Kasia od kilku tygodni śpiewa tylko hiszpańskie piosenki o tematyce kubańskiej. Przyjemne z pożytecznym, bo przy okazji ćwiczy hiszpański przed wyjazdem 😉
Kasia cieszy się jeszcze z jednego powodu, SŁODYCZE !!!! Odżyją smaki dzieciństwa, bez chemii, bez polepszaczy, no bo skąd w komunistycznym biednym kraju? Mamy nadzieję na prawdziwe lody!
Przekonamy się wkrótce
Zaraz po powrocie zapraszamy na relacje, przekonacie się czy właśnie taka jest Kuba i czym jeszcze nas zaskoczyła.