Wschodni Zanzibar i jego atrakcje
Wschodni Zanzibar zwiedzaliśmy po wspaniałym i niezapomnianym safari w Tanzanii kontynentalnej, o którym możecie przeczytać tutaj Safari w Tanzanii, czyli Hakuna Matata!
Jako że chcieliśmy zróżnicować nasz pobyt i trochę odpocząć po atrakcjach na safari i intensywnym zwiedzaniu Stone Town, czyli stolicy i zachodniej części wyspy, o czym możecie przeczytać tutaj: Zanzibar – Stone Town – miasto z kamienia? i Atrakcje zachodniego Zanzibaru, czyli Jambo Zanzibar! to wybraliśmy właśnie wschód wysypy na tradycyjne zanzibarskie pole pole. „Pole pole” w swahili oznacza “powoli powoli”, właśnie tak płynie życie na Zanzibarze. Nikt się nie spieszy i nie popędza, a na wszystko jest czas, w szczególności na leniuchowanie! A, że Zanzibar jest jedną z najpiękniejszych afrykańskich wysp to słońce i plaże zachęcają do odpoczynku.
Nungwi – najładniejsze zachody słońca
Nungwi i oddalona o 3 kilometry mała Kendwa leżą na północno-wschodnim krańcu Zanzibaru. Jeszcze jakiś czas temu te rejony nie były popularne wśród turystów, ale dzięki centrom nurkowym wioski rozwinęły się pod względem turystycznym i gastronomicznym. My wybraliśmy na krótki pobyt Nungwi i mały kameralny hotelik tuż przy plaży, a właściwie to na samej plaży, Kajibange Bar and Guest House!
Hotelik oferuje skromne pokoje z łazienkami, moskitierami, a niektóre nawet z klimatyzacją. Dla dwóch osób ze śniadaniem koszt pobytu to 50 USD za noc. Rano można zjeść pyszne śniadanie serwowane do stolika zawierające lokalne owoce. Wieczorem organizowane są kolacje tematyczne. Jest to miejsce, gdzie można bardzo wyciszyć się i odpocząć. Link do booking.com: Kajibange bar and guest house.
Nungwi jest ośmiotysięczną wioską rybacką z białymi plażami i lazurową wodą. Znana jest z budowy tradycyjnych łodzi rybackich dhow, ingalawa i jahazzi. Niedaleko naszego hotelu znajdowała się stocznia i jak widać praca w takich temperaturach naprawdę „wre”.
Tuż obok znajduje się targ rybny, gdzie można kupić świeże owoce morza, często prosto z połowu. Rybacy nie zdążą ich nawet donieść na targ, bo już chętni przybiegają do nich na plażę.
Gdy spacerując po plaży dojdziecie w okolice latarni morskiej koniecznie wybierzcie się do sanktuarium dla żółwi.
Wstęp kosztuje 5 USD, w tej cenie przewodnik oprowadza po akwarium i opowiada o programie ochrony żółwi na Zanzibarze. Żółwie na Zanzibarze muszą być chronione z uwagi na ich coraz mniejszą liczebność i kłusownictwo w celu pozyskiwania skorup. Dla kochających obcowanie ze zwierzętami jest możliwość nakarmienia większych żółwi znajdujących się w specjalnym basenie. Oczywiście karmi się je pokarmem dostarczonym przez pracowników.
Poza typowym odpoczynkiem i spacerami pięknymi szerokimi plażami nie za wiele jest tutaj do zwiedzania. W wiosce i na plaży można kupić ręcznie robione pamiątki, breloczki, długopisy, malowane na miejscu obrazy czy tradycyjną chustę kange lub zrobić tatuaż z henny. Tradycyjne tatuaże z henny są bardzo popularne wśród kobiet na Zanzibarze. Możecie też zapleść warkoczyki, Łukasz chciał, ale u niego coraz mniej do zaplatania 😉
Będąc w Nungwi nie można przegapić zachodu słońca nad oceanem. Jest to miejsce najbardziej wysunięte na północ, więc zachód słońca jest niesamowity. Dodatkowo dopiero w okolicach zachodu słońca na plażę wylegają miejscowi. Wieczorami mieszkańcy kąpią się i odpoczywają na plaży, gdy nie ma już palącego słońca i temperatura jest bardziej znośna. To tylko my lubimy katować się spacerami w pełnym słońcu. Warto przy okazji wybrać którąś z restauracji przy samym brzegu i rozkoszować się przepięknym widokiem i Zanzibarskim jedzeniem. Jeżeli macie ochotę na rejs łodzią o zachodzie słońca to beach boysi (plażowi sprzedawcy) oferują takie atrakcje. Koszt rejsu waha się od 15 do 30 USD od osoby w zależności od tego co jest wliczone w cenę (drinki, kolacja, itp.)
Do Nungwi można dostać się daladala ze Stone Town lub taxi za około 40-45 USD. My wybraliśmy taxi, gdyż jechaliśmy z lotniska i to późnym popołudniem, więc zależało nam na czasie.
The Rock Restaurant i plaża w Pingwe
Dla osób, które lubią jeść i lubią to robić z pięknymi widokami zdecydowanie polecamy wizytę w The Rock Restaurant. Ale po kolei. Tego dnia postanowiliśmy wyjechać szybciej z Nungwi, żeby przed wizytą w restauracji jeszcze się polenić gdzieś na plaży.
Planowaliśmy przycupnąć w barze nad oceanem z leżaczkami w Pingwe niedaleko restauracji, ale okazało się, że tam nie było to takie proste… Idąc plażą już niemały kawałek w poszukiwaniu miejsca na relaks w końcu doszliśmy do jakiegoś hotelu i powiedziałam, że ja już dalej nie idę choćby nie wiem co! Poszłam zapytać obsługę, czy możemy sobie odpocząć około 2 godzinki na leżaczkach, że oczywiście zapłacimy, a oni na to, że mamy czuć się jak ich goście i nie ma żadnego problemu! Skorzystaliśmy nawet z hotelowego basenu 😉 Śmialiśmy się, że jesteśmy jak Janusz i Grażyna na wakacjach, hotel 4 gwiazdek, a za darmo! Polak potrafi! Swoją drogą hotel wyglądał na bardzo przyzwoity, więc możemy go polecić ;p Link do booking.com Karafuu Beach Resort & Spa: Karafuu Beach resort & spa
Po leniuchowaniu dzielnie poszliśmy na obiadek do The Rock Restaurant.
Restauracja jak sama nazwa wskazuje położona jest na skale kilkanaście metrów od plaży. Jeżeli jest przypływ to suchą stopą do restauracji się nie dostaniecie, tylko łódką, która Was zawiezie i odbierze… na szczęście za darmo 🙂
Wybraliśmy stolik oczywiście z widokiem na ocean. Ja zamówiłam zielone curry wegetariańskie z ryżem basmati, Łukasz gnnochi z krewetkami i sosem waniliowym. Łukasz wybrał danie, które polecał Robert Makłowicz podczas swojej podróży kulinarnej po Zanzibarze. Do tego oczywiście lokalne piwo Serengeti i białe wino.
Na deser zdecydowaliśmy się na tiramisu, ale skonsumowaliśmy je już na tarasie z jeszcze lepszym widokiem na ocean.
Dania były dobre, ale bez większego och i ach, czuć było, że wszystko jest świeże. Na pewno największym plusem tej knajpki jest niesamowite położenie i choćby, dlatego warto się tam wybrać. Taka przyjemność niestety nie należy do najtańszych, ale stwierdziliśmy, że raz można. Za obiad z napiwkiem zapłaciliśmy 70 USD. Stolik należy rezerwować z wyprzedzeniem i najłatwiej zrobić to przez ich stronę internetową: www.therockrestaurantzanzibar.com.
Cudne Jambiani
Po wizycie w restauracji pojechaliśmy do Jambiani. Jambiani położone jest w południowo-wschodniej części Zanzibaru. Wybrzeże tutaj przypomina północno-wschodnią i wschodnio-centralną część wyspy, czyli doświadczymy tutaj szerokich i piaszczystych plaż, szpalerów palm kokosowych, a w oceanie rafę barierową. Wybierając tę część wyspy trzeba liczyć się z odpływami i przypływami. Podczas odpływu ocean właściwie znika i żeby się wykąpać trzeba iść nawet kilkaset metrów w głąb oceanu po rafie. A podczas przypływu szerokie plaże nagle znikają w falach oceanu. Ocean Indyjski ma bardzo wysoką temperaturę, więc nie ma co liczyć na orzeźwienie od afrykańskiego słońca. Mi to jednak wcale nie przeszkadzało 🙂
Zdradzimy Wam sekret, to tam powstało magiczne zdjęcie wschodu słońca, które stało się motywem przewodnim naszego bloga.
Okolice Jambiani i Paje to raj dla osób, które nie przepadają za tłumami i wielkimi hotelami. Jest tu spokojniej i na pewno można poczuć się tutaj jak na bezludnej wyspie. Życie płynie niesłychanie wolno. Zanzibarskie pole pole jest bardzo odczuwalne. Nawet beach boysi i masajowie sprzedający pamiątki na plaży są mniej nachalni.
Wybierając okolice Jambiani trzeba się nastawić na brak sklepów z pamiątkami czy innymi komercyjnymi towarami. Za to w małych sklepikach dostaniemy pyszne i tanie orzechy nerkowca czy soczyste owoce.
Paje z uwagi na wiatry wiejące od oceanu jest mekką dla kitesuferów, można znaleźć tam dobrej klasy ośrodki oferujące szkolenia i wypożyczanie sprzętu. I tak samo jak w Jambiani nie uświadczymy wielkich hoteli i hałaśliwych resortów. Można nawet się pokusić o stwierdzenie, że Paje jest trochę hipsterskie przez wszechobecne szkółki kitesurfingowe, których klienci nie oczekują luksusów.
W Paje, z uwagi na odrobinę większą ilość hoteli, sklepiki z pamiątkami i lokalnym rękodziełem są bardziej dostępne, ale nie liczyłabym na takie jak np. w Nungwi. Jest również jeden market i poczta.
Na nocleg wybraliśmy bardzo kameralny hotelik z bungalowami krytymi strzechą pomiędzy Jambiani i Paje, Mbuyuni Beach Village. Miejsce jest urocze i typowo zachęcające do słodkiego lenistwa. Jeden minus, bungalowy nie są szczelne, więc można spotkać różnego rodzaju gości w pokoju. My mieliśmy to szczęście, że zamieszkał z nami wąż… Po szybkich konsultacjach i wymianie opisu z obsługą hotelu jaki to wąż zarządzono jego natychmiastową eksmisję i to niestety chyba nawet dożywotnią… było mi strasznie przykro i źle z tego powodu, ale nie miałam na to żadnego wpływu, a po reakcji personelu raczej nie był to przyjacielski gad. Po dogłębnej analizie zdjęć w Internecie wyszło nam, że była czarna mamba, więc nie dziwię się stanowczej reakcji personelu. Na szczęście analizy dokonałam już po powrocie, bo nie wiem, czy udałoby mi się tam zasnąć.
Koszt za dobę to około 40-45 USD z pysznym śniadaniem. Na miejscu funkcjonuje restauracja serwująca fantastyczne dania, codziennie jest inne oryginalne menu, a potrawy są świeże i aromatyczne. Link do booking.com: Mbuyuni Beach Village.
Czas do szkoły
W Jambiani odbyliśmy jeszcze jedną wycieczkę, a mianowicie wybraliśmy się do szkoły. Na Zanzibar zabraliśmy ze sobą przybory szkolne dla dzieci. Szukaliśmy szkoły, żeby je przekazać, ale okazało się, że był to okres przerwy wakacyjnej i dzieci w szkole nie było ani nikogo, komu można by je przekazać. Zapytaliśmy lokalnego beach boysa, czy nie wie, gdzie byśmy mogli znaleźć szkołę lub inną placówkę lub chociaż kogoś, kto mógłby przekazać przybory. Okazało się, że jego brat jest nauczycielem w społecznym przedszkolu Kibigija. Nauczyciel zabrał nas do przedszkola, aby pokazać placówkę i opowiedzieć nam, co nieco o niej. Jest to przedszkole dla młodszych dzieci stworzone z inicjatywy społecznej, żeby malutkie dzieci nie musiały dochodzić po kilka kilometrów codziennie do innej placówki w centrum Jambiani. Placówka utrzymuje się ze składek i darowizn, szczególnie od fundacji we Włoszech oraz datków od lokalnych atrakcji turystycznych. Przedszkole na razie jest bardzo skromne, ale planują w miarę możliwości rozwój, aby dać dzieciom lepszą przyszłość. Pogratulowaliśmy przedsięwzięcia, przekazaliśmy dary na ręce nauczyciela i wspomogliśmy rozwój przedszkola datkiem. Jeżeli byście mieli ochotę w jakiś sposób wspomóc rozwój dzieci na Zanzibarze to tutaj znajdziecie facebooka przedszkola: https://pl-pl.facebook.com/kibigijanurseryschool/
Na pewno warto poleniuchować kilka dni w Jambiani lub okolicach. Koszt dojazdu ze Stone Town to około 35-40 USD. Nam udało się w tej cenie jeszcze wynegocjować godzinny postój w Jozani Forest. Można również dostać się tam daladala z przystanku przy Creek Road w Stone Town, ale wtedy nie odwiedzimy za jednym razem Jozani Forest.
Jozani Forest
Do Jozani wybraliśmy się w drodze powrotnej z Jambiani na lotnisko. Jambiani forest jest to położony w południowo-wschodniej części wyspy obszar chroniony o powierzchni 50 km2. Ten park narodowy jest jedyną na Zanzibarze pozostałością lasu pierwotnego porastającą kilkaset lat temu obszar Afryki Wschodniej.
Park słynie głównie ze swoich mieszkańców, małpek z gatunku gereza trójbarwna – Zanzibar Kirk’s red colobus. Małpki mają rudobrązowe umaszczenie z ciemniejszym grzbietem i głową, a samce można odróżnić od samic przez pióropusz z białego futra na skroniach. Ich populacja to zaledwie 1,5 tys. osobników, więc można powiedzieć, że są na skraju wyginięcia. W lesie żyje również zanzibarska odmiana koczkodana czarnosiwego – Syke’s Monkeys, które występują także w kontynentalnej Tanzanii i potwierdzamy, bo widzieliśmy je w Lake Manyara podczas safari.
Występuje tam również populacja jednej z mniejszych antylop, ale trudno na nie trafić, ponieważ są bardzo płochliwe. Podobno w tym wspaniałym lesie żyją także leopardy zanzibarskie, które są mniejsze od swoich kontynentalnych braci. Jednakże są na tyle mało liczne i płochliwe, że bardzo ciężko je spotkać. Przyczynili się do tego ludzie, którzy uważali, że przynoszą nieszczęście i wytępili w większości te piękne koty.
Spacer z przewodnikiem trwa około godziny i zaczyna się po jednej stronie drogi, gdzie przewodnik opowiada nam o faunie i florze Jozani i pokazuje różne rośliny, zwierzęta, owady i motyle.
Spacer kończy po drugiej stronie drogi, gdzie występują lasy namorzynowe – mangowce i akurat tam widzieliśmy najwięcej małpek. Spacer pośród mangowców obydwa się po drewnianych kładkach z których można naprawdę z bliska oglądać niesamowite roślinne formacje.
Park narodowy jest otwarty w godzinach 8:00-17:00, a koszt zwiedzania z przewodnikiem to 10 USD. Z każdego miejsca na wyspie można wykupić wycieczki obejmujące transport i zwiedzanie z przewodnikiem, koszt w zależności od miejsca wyjazdu i ilości osób to 30-40 USD od osoby.
Zanzibar i jego atrakcje na zawsze z nami
Nie są to oczywiście wszystkie atrakcje Zanzibaru. Można zwiedzić jeszcze jaskinie i ruiny rozsiane po całej wyspie oraz okoliczne wyspy: Pembę i Mafię. Zapewniamy, że na pewno nie będziecie się tam nudzić. Dodatkowo warto odwiedzić tę rajską wyspę jeszcze pod jednym względem, podczas naszego pobytu na Zanzibarze spotkaliśmy się z dużą życzliwością i uśmiechem ze strony jej mieszkańców. Na pewno nigdy nie zapomnimy przygód, jakie nas spotkały w tym niesamowitym miejscu. A Was zapraszamy do wspólnego odkrywania miejsc, gdzie słońce dla nas wschodzi!