Pod nosem
Ostatnio podczas rowerowego wypadu do centrum na Cały Poznań Ukulele postanowiliśmy zjeść coś w okolicach Starego Rynku. Wystarczyło, że zobaczyliśmy, co wcinają goście w ogródku i wybór nie mógł być inny – Pod nosem.
Menu nie jest kosmicznie rozbudowane, ale czasami to dobrze, bo gdyby było tego więcej to w przypadku Pod nosem bardzo ciężko byłoby się zdecydować, wszystko brzmi pysznie.
W menu intrygują burgery, na przykład Azjatycki z mięsem w skład którego wchodzi poznańska pieczona pyza, sos śliwkowy, pulled pork – aromatyczna długo pieczona karkówka wieprzowa, pikolowana marchew, ogórek, kolendra i sos hoisin. Ciekawe jeszcze są Gruborżnięte fryty z majo kolendrowym. A do tego prawie zawsze jakiś wypasione danie dania.
WEGEtuJEMY
Kasia miała ogromny dylemat, którego burgera wybrać … do momentu kiedy Pani z obsługi powiedziała nam, że może wziąć oba ponieważ porcja 2x to dwa mini burgery. Rozwiązanie idealne 🙂 . Zatem Kasia zamówiła Burger Koreański Vege (9,50 PLN) z pieczoną pyza poznańską, majonezem, aromatycznym marynowanym tofu, grzybami, pikantnym domowym kimchi i szczypiorem. Do tego drugi Burger Azjatycki vege z sałatką (13 PLN) z również poznańską pieczoną pyzą, sosem śliwkowym, marynowanym fotu, piklowaną marchewką, ogórkiem, kolendrą i sosem hoisin.
Do picia na naszą dwójkę 0,5 litra dzbanek prosecco Frizzante (32 PLN).
Składając zamówienie zastanawialiśmy się o co chodzi z tą poznańską pieczoną pyzą. Dopiero jak otrzymaliśmy cudownie wyglądające burgery mogliśmy się im przyjrzeć bliżej. Dla pewności podpytaliśmy obsługi i wtedy jednogłośnie stwierdziliśmy „Aaaa, o taką pyzę chodzi”. Pyza inaczej zwana pampuchem. Mega pozytywne zaskoczenie, bo kluski te przygotowuje się na parze, a w Pod nosem je upiekli! Za to mega plus.
Co do samych burgerków to niebo! Bułka chrupiąca, naprawdę świetny pomysł na wykorzystanie pyz. Bardzo dobrze dobrane składniki, kimchi w Koreańskim to strzał w 10, to ten z sezamem na wierzchu. W Azjatyckim fajnie przebijała się piklowana marchewka, ale tak nie nachalnie, w sam raz. Tofu marynowane w obu wersjach identyczne i mimo, że Kasia jest dość wymagająca jeżeli chodzi o tofu to tutaj bardzo jej smakowało, więc kolejny plus 🙂 Do Burgerów dołączona była letnia sałatka, bardzo prosta, sałata i jabłko, całość skropiona delikatnym sosem. Idealne na upalną pogodę.
Prosecco Frizzante było raczej z kategorii wytrawnych, ale podczas upału i do takiego jedzenia – NIEBO.
WSZYSTKOtuJEMY
Ostatnio wróciła mi faza na ramen, więc jak zobaczyłem go w karcie to wybór nie mógł być inny. Ramen z wołowiną (28 PLN) na bulionie wieprzowo-wołowym z nudlami, warzywami, mięsem wołowym, jajkiem nitamago, wodorostami nori i ziołami.
Pojawiło się wyczekiwane danie i nie wiedziałem czy bardziej się fascynować Kasi burgerami czy moim aromatycznym ramenem. Wyglądał bosko. Gęsty, aromatyczny bulion, z ogromną ilością dodatków. Bardzo dobre nitamago, japońskie marynowane jajko i mega delikatne mięso. Duża ilość warzyw, w tym marynowanej marchewki i zieleniny. Jeden z lepszych ramenów jakie jadłem.
Informacje ogólne o Pod nosem
Adres: Ul. Żydowska 35A, Poznań
Lokal znajduje się przy samym Starym Rynku, niecałe 50 metrów od północno-wschodniego wejścia. Wspominam o tym dlatego, że jest to idealne miejsce żeby zjeść smacznie, blisko rynku, a zarazem daleko od zgiełku rynku. Sama restauracja raczej urządzona w minimalistycznym stylu, ale z fajnymi akcentami na ścianach, nam się podobało. Do tego latem ogródek rozstawiony na ulicy Żydowskiej.
EDIT: W momencie powstawania tego artykułu wnętrze przeszło odświeżenie, zatem muszę wpaść i zobaczyć jak się prezentuje.
W ferworze gonitwy na dalszą część festiwalu ukulele zapomnieliśmy zrobić fotki wnętrza, zatem musicie sami wpaść do Pod nosem, a poniższe zdjęcie pożyczone z ich Facebooka.
Podsumowanie
Ogromnie pozytywnie zaskoczenie, jedynie możemy ubolewać nad tym, że tak późno odkryliśmy to miejsce. Kuchnia i obsługa skradła nasze serca, więc zdecydowanie będziemy wracać do Pod nosem. Widzimy się tam?
Autor
Podróżnik, bloger, master of technology i siła napędowa do dokumentowania przygód. Dodatkowo wszystko jedzący łasuch dbający o rozwój sekcji “Podróże Kulinarne”. Kiedyś pełnił funkcję skrupulatnego księgowego, ale porzucił tę fuchę, bo kto by liczył kasę, jak można liczyć gwiazdy.
ciekawy wpis
Dziękujemy Olu 😀